Zdarzyło się mi kiedyś coś takiego:
zmieliłem so
bie młynkiem organiczną kawę Columbianę, nasypałem Ldo swojego półlitrowego “kubełka szczęścia” i zalałem wrzątkiem. nooo mimo, że kawa łagodniejsza od mojej kupnej, paczkowanej, maszynowo mielonej italiany, kopnęła że szoken:-)
coza zapach:-)))
można by powiedzieć “barbarus sum”, ale to nie do końca moja wina; niestety pod ekspresik nie mogę podstawić “kubełka szczęścia”, wyglądem zbliżonego do wiadra;p
I tak, wiem, tego typu kawę najlepiej parzyć w ekspresie lub kawiarce, a nie na chama jak zwykla biurwe;p ale cóż;-) może i profanum, ale kawa i tak zajebista.
Dodaj komentarz