kawowa teoria ewolucji czyli od początków do dnia dzisiejszego.

Parafrazując Darwina kubek kawy wywodzi się od ziaren kawowych i h2o, no ale przecież nie tak to się w moim przypadku zaczęło.
PRIMO przemycenie do internatu kawy w ziarnach i młynka mogło by być trudna we. Secundo mielenie takich ziaren "po cichu – często po ogłoszeniu ciszy nocnej – okazało by się niewykonalne.
Terttio zmielona kawa była po prostu łatwiej dostępna. No i nie oszukujmy się – tańsza.
Więc zaczęło się od jakiegoś świństwa pitego w kubku do mycia zębów i parzonego przy pomocy minutoczki.
Później, gdy picie kawy było już zalegalizowane a w grupie nawet mieliśmy własny czajnik, nadal dominowała plujka, z cukrem wynoszonym z jadalni.
Potocznie taką kawę nazywaliśmy biurwą.
Kolejny krok na drabinie kawowej ewolucji to siódma grupa w internacie i cudownie prymitywny ekspres przepływowy.
DO dziś dnia pamiętam ten astmatyczny dźwięk, jakby ekspres miał wypluć plastykowe pluca;-)
Największą zaletą tego rozwiązania było to, że czajnik był dość pojemny no i kawa zawsze gorąca.
A kubek gorącej kawy podczas późno nocnych lub raczej wczesnoprzedświtowych sesji nauki anatomii był bezcenny.
Niemniej i tak w pozostałych godzinach dnia dominowała biurwa plujka na biurku pita;p hihi ale już w porządnym, duraleksowym, niebieskim kubasku.
Na kolejną zmianę w nawykach kawopilskich trzeba było długo poczekać. W międzyczasie zdążył mi się na skutek edukacji (pamiętajcie nauka szkodzi… Tzn. Nauka przy 15 kubkach kawy…. I szkodzi głównie na żołądek) p ego do biurwy zacząłem dolewać mleka.
Gdzieś na początkach pracy zawodowej zostałem zmuszony do krótkotrwałego picia czarnej kawy bez cukru bo po prostu ktoś kradł cukier. Ile byś torebek nie przyniósł z domu – na drugi dzień znikały.
Wracając do tematu mleka to przerobiłem też etap tzw. "śmietanę" tych malutkich okrągłych, które czasem w podlej szych knajpach dają do kawy z mlekiem.
Któregoś dnia postanowiłem usunąć z kawy fusy… Żeby kawunie tylko pić nie podjadajac fusów.
Natrafiłem na ustrojstwo, które nawet nie wiem jak się nazywa. W skrócie to szklanka z wyposażonym w sitko loczkiem.
Szklanka ma też uszko coby wygodnie płyn przelewać.
Wada tego rozwiązania jest taka, że sitka szybko się zużywają a cena wymiany jest równa nie omal nowemu urzadzonku.
Stopniowo niestety sitko przestaje działać i znowu pijemy i jemy kawe;(
Przedostatnim etapem kawowej ewolucji – przynajmniej jeśli chodzi o mnie – był półautomatyczny ekspres ciśnieniowy.
Nadal jednak kawę kupowałem zmielona – w ostatnim okresie jednak były to już ziarna mielone na miejscu w Starbucksie).
Później wyposaży~łem się we własny młynek i mieliłem kawunie w domu toż przed zaparzę niem, zapach i smak superancki.
Niestety ekspres zdechł;p i znalazłem się ponownie na etapie biurwowym. Z tym że kawa jest mielona na bieżąco z grubością ziaren dostosowaną do parzenia w kubku właśnie.
Efekt jest taki że dalej czuje moc biurwy ale fusy leżą na samym dnie zbite w zgrabną, sklejoną kuleczkę i nie podnoszą się do góry. Więc jedynie pije, deływowego głównie przez sentyment, o czym w kolejnym wpisie.
lektując się pyszną kawą.
Finalnie wróciłem do ekspresu przepływowego głównie m!!!

Kawoman.rzez sentyment o czym w kolejnym wpisie.
Niech moc kawy będzie z Wami, pamiętnik ów czytającym


Comments

2 odpowiedzi na „kawowa teoria ewolucji czyli od początków do dnia dzisiejszego.”

  1. Awatar iwkan
    iwkan

    Zastanawiam się, czy bycie kawomanem może być dziedziczne, 🙂 bo u mnie to rodzinne, mama piła kawę, bez niej nie wyobrażała sobie życia. Każdy dzień musiał zaczynać się od kawy i, niestety, od papierosa. Na szczęście nie palę, ale kawomanką też jestem. Mama zawsze dodawała do tradycyjnie parzonej kawy odrobinę soli. Może to ma wpływ na smak kawy? Nie wiem, bo nigdy nie próbowałam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink